Lubię jesienne śluby, a najbardziej lubię jesienne śluby na południu Francji. Mark i Magda na miejsce ceremonii laickiej wybrali położoną wśród drzewek oliwnych domenę w Prowansji. Po podpisaniu niezbędnych papierków w swoim merostwie pod Paryżem wyruszyli na południe. Miałam do nich dołączyć po kilku dniach.
Kiedy wyjeżdżałam z deszczowego Paryża miałam mieszane uczucia co do planowanego ślubu w plenerze. Kiedy odczytałam sms o treści „Zabierz kostium kąpielowy” pomyślałam, że jest dobrze. Im po prostu fantastyczne rzeczy się zdarzają. Poznali się w Disneylandzie, mają trójkę fantastycznych dzieci i super-psa. Mają przyjaciół, którzy stawili się na wezwanie z czterech krańców świata, żeby być z nimi w tym szczególnym dniu.
W tej bajce dekorowali, gotowali, wiązali bukiety, piekli.. wszystko było zrobione przez nich. W prawdziwym życiu Magda pracuje w swoim atelier gdzie zajmuje się restauracją i kreowaniem mebli. Nie mogło więc być inaczej :) Potem wymiana obrączek, tak, tak, tak, płatki róż sypane przez dzieci i strzelające korki z kolejnych butelek szampana. A potem żyli długo i szczęśliwie…